Trójkat 1992
To byly piekne czasy, mialem dwadziescia trzy lata, studiowalem na trzecim roku, zylem beztrosko i gdzies mialem ówczesna polityke z Walesa w roli glównej.
Monike poznalem dzieki mojej dwa lata mlodszej siostrze Ewie, studiowaly razem
i czasem przychodzila do naszego domu. Znikaly w pokoju Ewy, wiec jakiegos wielkiego kontaktu z nia nie mialem poza „czesc” i „jak leci?”. Nawet niezla laska z niej byla: szczupla brunetka o fantastycznych ksztaltach, gdyby nie 162 centymetry wzrostu, to ze swoja sliczna buzia mogla by byc modelka. Gdyby wówczas istnialy Lidle i Kauflandy, to na bank by ja wzieli do gazetek w celu reklamowania pizam i innych ubranek.
Któregos dnia Ewa zapytala mnie, czy nie pomóglbym Monice w matmie.
– Poduczysz ja z paru rzeczy? Wiesz…, kwiecien, sesja niedaleko, a ona jest zielona.
Mi wytlumaczyles, ale ja jej nie potrafie – dodala.
– Jasne. Kiedy? – zapytalem.
– Sobotnie popoludnie ci pasuje?
– Pasuje – zgodzilem sie, bo niby co mialem zrobic? Ucieszylem sie nawet… raz, ze nie bede musial sobie szukac zajecia, a dwa, ze bedzie okazja blysnac. Po pieciu sekundach mialem juz gotowy plan blyszczenia.
W sobote po obiedzie zabralem z biblioteczki w salonie „Symbolistów francuskich”. Bezmiar zdziwienia w oczach mojej mamy – bezcenny.
– Bedziesz to czytal? – zapytala wytrzeszczajac oczy spod okularów.
– Nie, jasne ze nie, przetlumacze tylko z powrotem na francuski… – odpowiedzialem, mama powstrzymujac sie od smiechu pokrecila tylko glowa, a ja zniknalem w swoim pokoju. Wiedziala ze, po francusku to ja akurat znam tylko dwa slowa: „tak” i „dziekuje”. Wlozylem zakladke na strone 96, ksiazke polozylem na wersalce tak, aby wygladalo to najbardziej niedbale na swiecie, na gramofonie polozylem plyte „Och, zycie kocham cie nad zycie” Edyty Geppert, która kupilem sobie w 1986 roku po przypadkowym uslyszeniu jednego tylko kawalka w ksiegarni muzycznej. Rozpoczynal strone „B”, byl po francusku i nie mialem pojecia o czym, ale mnie po prostu urzekl. W oczekiwaniu na Monike zajalem sie rozkminianiem silnika Webera. O pietnastej uslyszalem dzwiek klucza i po chwili Ewa
z Monika wchodzily po schodach. Odlozylem ksiazke o silnikach na pólke, ustawilem igle gramofonu na srodek plyty i uprzejmie wystawilem leb z pokoju.
– Czesc – powiedzialem pierwszy.
– Dzien dobry – Monika najpierw powiedziala do mojej mamy.
– Dzien dobry.
– Czesc. Sorry, ze zawracam glowe… – zaczela mówic do mnie.
– Wchodz – przerwalem jej.
Za Monika do mojego pokoju wpakowala sie Ewa.
– To siadaj przy biurku – powiedzialem do Moniki – a ty masz lekcje odrobione? – zapytalem zlosliwie siostre.
Monika usiadla przy biurku tylem do reszty pokoju, zajela sie wyciaganiem zeszytów z torby, wiec Ewa wymownie popatrzyla na gramofon, na ksiazke na wersalce i w koncu na mnie. Pokrecila glowa i bezczelnie rozsiadla sie w fotelu pod oknem.
– Ty, a moze bys tak kolezance herbate albo kawe zaproponowala? Gospodyni sie znalazla – powiedzialem z wyrzutem – mi tez mozesz zrobic przy okazji – dodalem.
Moja wredna siostra nawet nie drgnela.
– Widzisz? Widzisz, co ja z nia mam? – zapytalem Monike – kawy czy herbatki?
– Moze cos zrozumiem dzieki kawie? – odpowiedziala pytaniem usmiechajac sie, a do mnie dotarlo, ze ma fantastycznie delikatny makijaz i chyba zmienila odrobine fryzure. Ale na ten temat postanowilem sie nie odzywac, zeby nie wygladalo na wiejski podryw – w koncu zbyt male byly te zmiany i na dodatek nie bylem pewien jakie. Poszedlem do kuchni, wstawilem czajnik na gaz i wrócilem do pokoju z taboretem. Ustawilem go przy boku biurka tak, bym mógl sie oprzec o sciane i rzucac wzrokowymi piorunami w Ewe. A ta sobie siedziala
w fotelu i usmiechala sie do mnie jak niewiniatko. „Dobra, policzymy sie pózniej” – pomyslalem.
– To lecimy – powiedzialem do Moniki.
– Pochodne – powiedziala i pokazala mi w ksiazce zadanie.
– Przeciez to w liceum bylo – zdziwilem sie.
– Wiem, tam tez tego nie moglam pojac – usmiechnela sie anielsko.
– Woda sie gotuje – z salonu zawolala mama.
– Dobra, zrobie wam te kawy – powiedziala Ewa i poszla do kuchni.
Po chwili przyniosla dwie kawy, postawila na biurku, wrócila do kuchni i przyniosla swoja. Znowu wrócila do kuchni by zaskoczyc nas babka z rodzynkami i talerzykami.
Na plycie konczylo sie „Sopockie bolero” a ja tlumaczylem te nieszczesne pochodne. Skonczyl sie ostatni utwór na pierwszej stronie. Dalem Monice kilka prostych zadan
i obrócilem plyte. d**ga strona zaczynala sie od piosenki pod tytulem „Poesiè”, która tak mi sie podobala. Kiedy Ewa poszla w 1988 roku do liceum do klasy z francuskim, przetlumaczyla mi ja. Majac swiadomosc o czym ona jest, spodobala mi sie jeszcze bardziej. Tlumaczenie mnie wrecz powalilo i w duzym stopniu pomoglo mi przyswoic ja sobie na pamiec. Teraz naszedl moment odpalenia tej bomby. Usiadlem na taborecie, oparlem sie
o sciane i zaczalem kazdy wers odspiewywac zanim zaspiewa Edyta. Ewa gapila sie na mnie
z opadnieta szczeka, nie miala pojecia, ze znam to na pamiec.
– Ty… ty to?… na pamiec?… znasz? – wydukala w koncu.
Nie odpowiedzialem, przelykalem gryza babki, aby zdazyc przed nastepnym wersem.
Monika od samego poczatku patrzyla na mnie jak na kosmite co jakis czas pocierajac czolo albo drapiac sie po glowie.
– Mocne – szepnela, kiedy piosenka sie skonczyla. Wiedzialem, ze rozumiala tekst.
W koncu byla z Ewa w tej samej grupie z zaawansowanym francuskim i poczatkujacym angielskim.
Wrócilismy do zadan i po pól godzinie Monika samodzielnie rozwalala pochodne d**giego stopnia.
– No, to umiesz – powiedzialem.
– To jeszcze calki – Ewa odezwala sie z fotela objadajac sie kolejnym kawalkiem babki.
– Jakbys mógl… – cicho powiedziala Monika.
– Nie ma sprawy – odpowiedzialem – a ty moze tak bys cos staremu zostawila? – powiedzialem do siostry.
– Jest jeszcze d**ga, mama dwie zrobila – powiedziala i pokazala mi jezyk.
Pokrecilem glowa i zaczalem tlumaczyc calki. Monika ogarnela to w dwadziescia minut.
– Ja pierdziele, rozumiem calki… – cicho powiedziala patrzac mi w oczy, a mi nogi zmiekly od ich blasku.
Zerwala sie z krzesla zlapala mnie za glowe i pocalowala w policzek, pózniej w d**gi, trzeci krótki calus wyladowal mi na ustach.
– Dzieki wielkie – powiedziala.
– Ej, wy! Moze dosyc tego sciskania? – ale na koncu pytania Ewy ewidentnie byl wykrzyknik.
– Jade do centrum za jakas godzine, jak nie masz innych planów to cie odprowadze – powiedzialem do Moniki.
– Fajnie – usmiechnela sie.
– To jade z wami, co tu bede sama… – po moim spojrzeniu przerwala. „Ja chyba, kurwa, snie?” – pomyslalem zdziwiony, ze nie spalilem jej jeszcze swoim wzrokiem.
– To moze jeszcze po kawce herbatce? – spytalem patrzac sie na Monike.
– Ale ty robisz – jak zwykle wtracila sie wredota spod okna.
Monika zaczela sie pakowac, a ja poszedlem do kuchni odniesc taboret. Po sekundzie
z filizankami wparowala za mna Ewa.
Na szczescie mama poszla do mojego pokoju pogadac z Monika o postepach w nauce.
– Marek – szeptem mnie opieprzala – jesli myslisz, ze ja ja teraz zostawie z toba sam na sam, to…, to…, to chyba zwariowales.
– Sama zwariowalas, przeciez ja jej nic nie zrobie – odpowiedzialem szeptem, myjac filizanki.
– Wiem, o ciebie sie boje baranie jeden…, przeciez ona cie zgwalci zaraz za rogiem – powiedziala szybko – po tym, co odstawiles…, tez bym tak zrobila – dodala.
– Czy ty przypadkiem nie przesadzasz? – zapytalem robiac wielkie oczy.
– Jasne, przesadzam… tomik poezji francuskiej na lózku, piosenka na pamiec po francusku, kuzwa!, o milosci na dodatek ociekajaca seksem…, jasne…, przesadzam. Jedzie mi tu czolg? Ja bardzo dobrze rozumiem, ze facet nie widzi pewnych objawów, ale uwierz mi, ona sie
w tej chwili gotuje, albo nawet wrze – mówila jak karabin maszynowy wycierajac filizanki.
– Myslisz? – zapytalem udajac obojetnosc.
– Jakie, kuzwa, mysle?! Ja to wiem…, widze kuzwa , ze jest juz twoja… cwaniaczku jeden – mówila sypiac kawe do filizanek.
Poszedlem do pokoju po talerz, aby dokroic troche babki. Mama wrócila juz do salonu,
a Monika siedziala na wersalce z otwarta, na 96-tej stronie, ksiazka. Tam, gdzie zostawilem zakladke. Na mój widok usmiechnela sie tak, ze juz w drzwiach mnie rozpieprzyla.
„Ewka chyba ma racje. Czyli sie udalo” – pomyslalem.
– Zaraz bedzie kawa i ciacho – powiedzialem wychodzac z pokoju z pustym talerzem. Monika w tym czasie przerzucala kartke na strone 97-a. „Ja cie…, poszlo…” – pomyslalem. Dokrajalem w kuchni kilka kawalków babki, a Ewa nosila kawy
do pokoju. Wnioslem babke do pokoju i lekko mnie zatkalo: Monika ciagle siedziala nad tym wierszem, tylko zarumieniona. Nie ma bata, miala tyle czasu, ze musiala to juz czytac ze trzeci raz – to byl króciutki wierszyk. Odlozyla ksiazke i przesiadla sie na fotel przy stoliku. Dla mnie zostalo krzeslo albo wersalka. Wybralem krzeslo, obrócilem je w strone pokoju i na biurku postawilem sobie kawe i talerzyk z babka.
– Co to jest? – zapytala Monika wskazujac ruchem glowy wielkie zdjecie 40×50 na scianie nad biurkiem.
– Jakas abstrakcja, sam nie wie, co to, bo nikomu nie mówi – powiedziala Ewa.
– Wlasnie – potwierdzilem – jak mysle o czyms to sie na nie gapie.
Tylko ja wiedzialem, co przedstawia to zdjecie zrobione w 1986 roku nad morzem. To bylo gigantyczne powiekszenie malutkiego fragmentu klatki, miekkie przez to i rozmyte. Dla kogos niewtajemniczonego to bylo rzeczywiscie jedno wielkie nic i nikt nie potrafil powiedziec, co przedstawia, a ja nikomu nie mówilem – nie moglem. A to bylo jednak cos…, wielkie cos – krawedz majtek cioci Laury i kilkanascie czarnych wlosków spod tej krawedzi wychodzacych w pachwinie. Tylko w takiej postaci moglo wisiec u mnie w pelni legalnie na scianie i tylko ciocia Laura znala prawde. Zreszta nie udalo sie jej przekonac wujka Mariana do oralu, wiec czasami zdarzaly nam sie spotkanka.
Skonczylismy d**ga kawe, wciagnelismy cale ciasto z talerza i wyszlismy. Pod akademikiem Moniki sie pozegnalismy.
– Wisze ci duze lody – powiedziala Monika – dogadamy sie w tygodniu.
Lody wówczas kojarzyly sie tylko z lodami.
– Nie przesadzaj – odpowiedzialem.
Monika gwaltownie i bez zadnego ostrzezenia pocalowala mnie w policzek, a ja widzialem tylko jak Ewa za jej plecami mówi do mnie bezglosnie „No i co?”.
– Marek, idz zalatwiaj sobie sprawy, ja jeszcze wpadne na chwile do Moniki.
Wrócilem do domu, w koncu zadnych spraw do zalatwiania nie mialem. Jakas godzine po mnie do domu wrócila Ewa. Od razu weszla do mojego pokoju i przymknela drzwi.
– Moge ci powiedziec, ze masz ja na widelcu – powiedziala i usiadla na wersalce, na której lezalem czytajac.
– Yyy? Tak powiedziala? – zapytalem.
– Zwariowales? Nie rozmawialysmy na ten temat, zreszta nawet nie dalabym sie w taka rozmowe wciagnac. Powiedziala tylko, ze cie nie znala z tej strony i tez by chciala miec takiego brata, taa…, brata, juz to widze…, brata hehe – dodala i spuscila glowe krecac nia na boki.
Do pokoju zajrzala mama.
– Kolacja. Co knujecie?
– Nic – powiedziala Ewa – to tylko Marek w dziesiec minut doprowadzil Monike…
– Stalo sie cos? – zaniepokoila sie mama.
– …doprowadzil Monike do zakochania… i to raczej powaznego – dokonczyla Ewa.
– Ze Marek? – zapytala.
– No co? Ewa ma jakies dziwne wizje. A nawet gdyby, to moja wina? – powiedzialem do mamy.
– Nie! Kubusia Puchatka! – Ewa prawie sie na mnie wydarla – mamo, on ja planowo spacyfikowal tak, ze teraz ona jego bedzie rwac!
Na lody z Monika poszedlem od razu w poniedzialek po zajeciach, poniewaz niby przypadkiem przechodzilem pod Uniwerkiem, a po lodach odprowadzilem ja pod akademik.
– Chodz na chwile, zobaczysz jak mieszkam – takiego zaproszenia nie moglem zlekcewazyc.
Zostawilem swoja legitymacje studencka u cerbera na portierni i poszlismy na góre.
W pokoju Moniki byla jej wspóllokatorka, okazalo sie, ze trzecia jeszcze nie wrócila. Rozejrzalem sie po pokoju, pogadalismy troche, umówilismy sie na jutrzejsze popoludnie
i zaczalem sie zbierac. Monika wyszla ze mna na korytarz i zamknela za soba drzwi.
– To do jutra – powiedziala i dostalem krótkiego buziaka w policzek.
Polozylem dlonie na jej biodrach i popatrzylem w oczy. Powoli pocalowalem ja krótko w usta i znowu popatrzylem jej w oczy. Objela mnie za szyje i zaczal sie dlugi pocalunek, szybko mi stawal, wiec postanowilem to przerwac.
– To do jutra – teraz powiedzialem ja, usmiechnalem sie, zobaczylem anielski usmiech Moniki i poszedlem.
We wtorek po zajeciach juz normalne przywitanie, czyli minuta z jezyczkiem pod drzwiami Uniwersytetu. Monika zaczela od razu od dobrej wiadomosci.
– Iza i Goska w piatek jada do domu – powiedziala cieszac sie jak dziecko.
– A kto to Iza i Goska? – zapytalem, bo w pierwszej chwili nie skojarzylem.
– Dziewczyny z mojego pokoju przeciez! – powiedziala i przytulila sie do mnie.
Nastepne lody i tak codziennie do czwartku. W piatek Monika konczyla wczesniej niz ja
i czekala na mnie po moja Polibuda.
– Jak pójdziemy na piechote, to dziewczyn juz nie bedzie – powiedziala.
Po drodze kupilem czerwone wytrawne wino i paczke „Marlboro”. Zastanawialem sie nad „Wiarusami” bo byly mocniejsze, ale ostatecznie to byla okazja na cos lepszego.
– Ty palisz? – zdziwila sie.
– Nie, ale do winka czasem… – odpowiedzialem zachowujac dla siebie informacje o piciu
i paleniu z ciocia Laura.
– Aaa, do winka? Do winka tez mi sie czasem zdarza. Dasz jednego, czy mam sobie kupic?
Popatrzylem na nia jak na glupia, zrozumiala.
W cukierni zaopatrzylem nas w cztery paczki i spory kawalek szarlotki.
– Monika? – zaczalem.
– Tak? – zapytala sciskajac mi dlon.
– Gumek nie kupie, bo nie uzywam, wkurzaja mnie – powiedzialem.
– Super – powiedziala i znowu scisnela mi dlon.
Jakims cholernym cudem na portierni nie bylo cerbera i nie musialem zostawiac legitymacji.
Pózniej sie okazalo, ze portierki w piatki luzniej traktuja pilnowanie poniewaz sa przekonane, ze ludzie bardziej wychodza, niz wchodza.
Po drodze do pokoju Monika cieszyla sie jak dziecko.
– Jaaa ciee, nie musisz wychodzic przed dwudziesta d**ga! – piszczala.
Okazalo sie, ze w pokoju byla jeszcze Iza, ale juz z plecakiem zbierala sie do wyjscia. Caly akademik zreszta szybko pustoszal.
– Pokoje po bokach macie puste, bawcie sie grzecznie – powiedziala i puscila oko do Moniki – a Ewa o tym wie? – to bylo skierowane do mnie.
– Raczej nie – odpowiedzialem.
Wykladalem nasze zakupy na stól i katem oka zauwazylem jak Iza zamykajac za soba drzwi pokazuje Monice uniesiony kciuk. Monika zamknela za Iza drzwi na klucz i podeszla do mnie. Zaczelismy sie szalenczo calowac, rozpinalem guziki jej bluzki i wiedzialem, ze doskonale czuje mojego stojacego czlonka.
– Poczekaj – szepnela – najpierw posciele.
– To jak juz, to moze sie wykapiemy – dotarlo do mnie, ze caly piatek warto z siebie zmyc.
– Dobry pomysl – odpowiedziala i szybko poscielila swoja wersalke.
Poszlismy pod prysznic przemykajac pustym korytarzem, jakos opanowalismy temat jednym mydlem i jednym recznikiem. Patrzylem na Monike od przodu i od tylu – piekna byla, czarne, geste, przystrzyzone futerko normalnie zwalalo z nóg. I te malutkie, sliczne stópki…
Wiedzialem, ze zaraz sie do nich dobiore. Monika pod prysznicem poglaskala mnie po wacku, posmyrala troche w moich wlosach i po pieciu sekundach przestala. Wrócilismy do pokoju, otworzylem wino i zapytalem o kieliszki. Monika z jakiejs szafki wyciagnela dwie szklanki „Arcoroc”, takie popularne wówczas nietlukace sie, z uszkiem.
– Tak, wiem, romantycznie jak cholera – powiedziala.
W czasie kiedy nalewalem wino wyciagnela jeszcze dwa talerzyki. Pochlonelismy paczki
(w koncu caly dzien bez obiadu) i spokojnie popijalismy winko.
– Wiesz co? – zaczalem.
Monika tylko popatrzyla pytajaco.
– Uprzedzilem starszych, ze wróce pózno, ale nie bylo mowy o calej nocy. Moga sie martwic. Monika usiadla mi na kolanach i objela za szyje.
– Ewa ich uspokoi – powiedziala, a ja wywalilem galy na wierzch.
– Powiedzialas jej? – zapytalem prawie wkurwiony.
– Oczywiscie, ze nie, ale sadzisz, ze sie nie domysli? – powiedziala
i pocalowala mnie w usta.
– W sumie…, pewnie nawet juz sie domysla – odpowiedzialem i nalalem troche wina do pustych juz szklanek – a jak ja znam, to moze miec nawet pewnosc – dodalem i stuknelismy sie szklankami. Monika zaczela mnie calowac a ja rozpinac znowu jej bluzke. Teraz nie miala juz biustonosza wiec od razu moglem dorwac sie do cudownego cycuszka. Brazowy sutek twardnial mi w ustach w tempie zastraszajacym, po chwili zaczalem reka uciskac piers.
Po dwóch minutach Monika zaczela wzdychac i odginac sie do tylu. Na rece, która obejmowalem jej plecy, poczulem przeszywajace Monike dreszcze – krzyczala, a ja nie przestawalem lizac, ssac i uciskac. W koncu oderwala mnie od swojej piersi i zaczela calowac. Bardzo fajne uczucie, kiedy kobieta dyszy i drzy w czasie pocalunku. Nagle wstala.
– Rozbieraj sie – powiedziala i zasunela zaslony.
W pokoju zrobilo sie prawie ciemno, wiec wlaczyla nocna lampke przy Izy lózku. To sprawilo, ze przy wersalce Moniki zrobilo sie bardzo nastrojowo. Szybko zaczela sie rozbierac patrzac na mojego stojacego czlonka. Nago podeszla do mnie i mocno sie przytulila.
– Matko, jak ja tego z toba pragnelam od miesiecy – wyszeptala, a mnie zatkalo.
Nie odrywajac sie od siebie i ciagle sie calujac podreptalismy w strone lózka. Usiedlismy.
– Polóz sie na brzuchu – powiedzialem.
– Dlaczego na brzuchu? – patrzyla na mnie zdziwiona.
– Polóz sie… – powtórzylem.
Monika polozyla sie na brzuchu i przedramiona wsunela pod poduszke. Zaczalem ja delikatnie lizac tuz pod karkiem i od razu uslyszalem westchnienie, co jakis czas zapuszczalem sie jezykiem do polowy pleców tuz przy kregoslupie by wrócic pod kark po d**giej stronie kregoslupa. Monika wzdychala coraz bardziej.
– Ale cudownie… – wysapala – nie wiedzialam…
Tak cos wlasnie czulem, ze nie wiedziala i jezykiem zaczalem zapuszczac sie coraz nizej
i znowu wracac. Po kilku takich wycieczkach przejechalem jezykiem przy rowku lizac wewnetrzna strone uda i muskajac nosem wargi sromowe.
– Ja pierdziele…, ja… ppp…ierdziele – szeptala.
Rozsunalem jej uda i po wewnetrznej stronie, zataczajac kóleczka jezykiem, dojechalem do zgiecia kolana. Wrócilem w ten sam sposób d**gim udem i, z nosem miedzy posladkami, liznalem kilka razy wargi sromowe. Byly juz mokrusienkie, a soczek wspaniale pachnial
i smakowal.
-Aa!… – zapiszczala krótko – choo…oodz juz – wyjeczala po chwili unoszac sie na lokciach. Polozylem reke na jej plecach dajac do zrozumienia, ze ma dalej lezec spokojnie.
Znowu zaczalem krecic kólka jezykiem na udzie nosem co chwile muskajac wargi. I wsród jeków i wzdychan ponownie dojechalem do zgiecia kolana. Kleknalem w nogach wersalki, zgialem w kolanie lewa noge Moniki i zaczalem lizac wierzch jej stopy.
– Ja zwariuje… – wyszeptala.
„Zwariujesz dopiero zaraz” – pomyslalem i wzialem do ust duzy palec. Leciutko przygryzalem w róznych miejscach, a Monika dyszala i wzdychala.
– O Jezu! – zapiszczala, kiedy zaczalem oblizywac wszystkie paluszki dookola. Przenioslem sie na d**ga stópke i po kilku chwilach przez Monike przeszlo kilka dreszczy.
– A, aa – zapiszczala w poduszke i podniosla glowe – jaaaak, kurwa, jaaaak? – zawodzac zapytala sciane, która miala przed oczyma.
– Obróc sie na plecy – powiedzialem.
Monika obrócila sie ukazujac swoja czerwona twarz, a ja nie bawiac sie juz w zadne kóleczka zjechalem szybko jezykiem do pachwiny. Zatrzymalem sie tam na kilka kóleczek naciskajac policzkiem na wzgórek. Poczulem palce Moniki wplatajace sie w moje wlosy. W koncu przejechalem jezykiem po wystajacej lechtaczce aby wbic sie nim do pochwy. Wrócilem do lechtaczki i robilem kóleczka raz na jakis czas ssac ja i tarmoszac na boki. Monika wyla
i piszczala w sufit, brodawki sterczaly jej, jakby mialy za chwile eksplodowac wiec koncami srodkowych palców zaczalem je masowac.
– O matko…, taaak… – wycharczala i jednoczesnie docisnela mi glowe do krocza, ruszala biodrami jak szalona i za chwile nastapila seria takich krótkich i piszczacych „tak”. Najcudowniejsza muzyka dla moich uszu. Czulem jak cala drzy, na chwile przestalem, delikatnie tylko co kilka sekund calowalem czerwona, goraca lechtaczke. Monika zdjela dlonie z mojej glowy i polozyla ramiona wzdluz ciala, nadal sie trzesla.
– Usiadz mi na twarzy – powiedzialem cicho.
– Nie – tez cicho odpowiedziala – usiadz na brzegu – wysapala w koncu.
Usiadlem. Monika usiadla na mnie, wsunela sobie czlonka do pochwy, westchnela i mocno sie przytulila. Byla w srodku tak mokra, ze zaczalem sie obawiac czy tarcie bedzie wystarczajace. Zlapalem ja za biodra i zaczalem powoli ruszac jednoczesnie lizac szyje, przygryzajac leciutko ucho, kiedy dorwalem sie do piersi Monika sama zaczela na mnie nacierac biodrami. To mi pozwolilo na objecie dlonmi jej posladków i zaciskanie ich w takt ruchów. To sciskanie spowodowalo, ze pochwa tez sie troche sciskala w tym rytmie i nie bylo juz tak luzno. Monika wyla, piszczala, charczala przygryzajac mi ramie, a ja podstepnie zblizalem sie palcem do d**giej dziurki. Kiedy tam dotarlem i zaczalem lekko naciskac, jej ruchy przyspieszyly tak, ze chyba tylko maszyna do szycia bylaby szybsza. Takiego orgazmu jeszcze nie widzialem, patrzyla sie na mnie jakbym byl przezroczysty i krzyczala, przez jej cialo przechodzily spazmy jeden za d**gim, niekonczace sie skurcze pochwy ciagle sciskaly czlonka w powtarzajacych sie cyklach: na glówce, w srodku czlonka i u nasady. Nagle sie uniosla i trysnela na mnie porcja soczku, znowu spazm i znowu porcja soczku, tylko mniejsza. Trzesla sie jak w poteznym delirium, wsunela sobie czlonka do pochwy.
– Skonn…cz – wydukala.
Te jej wytryski tak na mnie podzialaly, ze niewiele mi brakowalo, ale poniewaz taka pozycja byla ryzykowna, wiec polozylem Monike na lózku. Wszedlem w nia ponownie i po pól minucie wywalilem caly ladunek na jej brzuch. Lezelismy tak dopóki Monika nie przestala sie telepac. Szczególnie uda drzaly najdluzej.
Wstalem, nalalem wina do szklanek, jedna podalem Monice, która siedziala na wersalce ze zlaczonymi kolanami. Z kieszeni kurtki wyciagnalem fajki i otworzylem paczke.
– Z czego zrobimy popielniczke?
– W tej szafce ze szklankami jest prawdziwa – z trudem odpowiedziala Monika.
Ze swoja szklanka i z popielniczka podszedlem do lózka. Usiadlem na mokrym brzegu, wypilem polowe i postawilem szklanke na podlodze. Popielniczke polozylem na wersalce.
– Palisz? – zapytalem.
Kiwnela glowa, jakby to mial byc ostatni ruch w jej zyciu. Odpalilem dwa i podalem Monice.
Wziela lyk wina, zaciagnela sie i westchnela.
– Zabije… – powiedziala patrzac mi w oczy.
– Za co? – nieco zdziwiony zapytalem.
– Zabije…, zabije kazda, która sie do ciebie zblizy…, kurwa nie wiem…, oczy wydrapie,
a pózniej zabije. Kto, do cholery, cie tego nauczyl? – zapytala na koncu.
– Taka jedna czterdziestka, czyli klasyka – wypalilem.
– Czterdziestka?? Ladna chociaz byla? – zapytala nie wierzac w istnienie ladnych czterdziestek.
– Bardzo – odpowiedzialem i dopilem wino.
– A ile miales wtedy lat?
– Siedemnascie.
– Mezatka?
– Tak.
– Faktycznie klasyka – zakonczyla temat.
Monika dopila swoje i poprosila o dolewke.
– Skonczylo sie – powiedzialem.
Skonczylismy palic.
– Ty nie mozesz isc, bo z powrotem bedziesz haltowany przez portierke – wstala i zaczela sie ubierac – pójde ja i zaraz wróce. A moze od razu dwa kupie? – zakonczyla dosc slusznym pytaniem.
– Dobry pomysl – powiedzialem i wstalem.
Wyciagnalem z portfela piecset tysiecy, drobniejszych nie mialem.
– Marek, moze jednak ja teraz postawie? – popatrzyla na banknot z wyrzutem.
– Nie rób mi tego – powiedzialem wciskajac pieniadze w kieszen dzinsów Moniki przewieszonych na oparciu krzesla. Nie protestowala wiecej, wiedziala, ze jak na studenckie standardy mam forsy jak lodu. Nie, zebym mógl sie rozbijac mercedesami, ale takie pierdoly, jak dwa wina, nie robily na mnie wrazenia – zalapalem sie do skladania komputerów w firmie mojego kuzyna. Fucha jak cholera: pracowalem kiedy moglem, albo kiedy mi sie chcialo, nie kurzylo sie…, sadzanie Windowsa 3 z dyskietek tez nie trwalo godzinami…, zyc nie umierac. Nawet z kieszonkowego moglem zrezygnowac, a jak byl dobry miesiac, to siostrze cos odpalalem na jakis ciuch.
Monika wziela swoja torbe i wyszla. Ubralem sie, rozsunalem zaslony i otworzylem okna, aby sie troche wywietrzylo. Po pietnastu minutach wrócila Monika. Nawet mnie to nie zdziwilo, wokól akademika nie mozna bylo splunac, zeby nie trafic w monopolowy.
– Jestem – powiedziala i zamknela za soba drzwi.
Wystawila wina na stól. Otworzylem jedno i polalem.
To byla dzika noc. Po pólnocy Monika powiedziala, ze juz wiecej nie da rady. Lezelismy wiec, popijalismy wino, gadalismy i troche popalalismy przy otwartym oknie. O szóstej rano zaczalem sie zbierac.
– Czemu idziesz? – zapytala smutno.
– Musze sie jednak pokazac w domu, zmienic ciuchy, zabrac pare klamotów i wracam, a ty sie przespij pare godzin – odpowiedzialem.
– Wracaj szybko – powiedziala i pocalowala.
Wyszedlem, portierka mnie oczywiscie opieprzyla, ze sodoma i gomora z tymi waletami…, w koncu wysiadlem na swoim przystanku, do domu mialem jeszcze czterysta metrów na piechote. Po drodze, mijajac wielki poniemiecki dom na poczatku mojej ulicy, na furtce zobaczylem ogloszenie o pokoju do wynajecia. „Siódma rano, sobota…” – pomyslalem, ze troche za wczesnie, ale akurat wlascicielka w fartuchu wychodzila na ogródek. Znalem ja bardzo dobrze z widzenia, ona mnie tez.
– Dzien dobry, mozna? – powiedzialem.
– Dzien dobry.
Wszedlem na podwórko i powiedzialem, ze ja w sprawie tego pokoju. Dla kolezanki mojej siostry, dodalem to, zeby jej nie ploszyc. Wytlumaczyla mi wszystkie warunki i zasady, pokazala calkiem przyzwoity pokój, a cena zwalila mnie z nóg – nizsza niz za akademik. Powiedzialem, ze wieczorem damy znac i pokój zaklepalem. Starsza pani zdjela ogloszenie
z furtki.
– Ale do wieczora – zastrzegla.
– Jasne, chyba nawet wczesniej – odpowiedzialem z usmiechem numer 4, czyli z
najpromienniejszym z mozliwych.
Zanim dotarlem do domu juz mialem pozmieniane plany.
– Miales byc wieczorem – oczywisty atak mamuski.
– Tak, wiem, przepraszam, przeciagnelo sie i nie chcialem sie szwendac po nocy – pokornie odpowiedzialem.
– Dobrze, ze Ewa wiedziala, co sie z toba dzieje – powiedziala na koniec, a mnie to wcale nie zdziwilo.
– A Ewka jeszcze spi?
– Nie.
Poszedlem od razu do pokoju siostry, drzwi byly uchylone na dwa centymetry, co w naszym domu oznaczalo, ze mozna wchodzic bez pukania. Takie przymkniecie bylo tylko po to, zeby nie bylo za bardzo slychac telewizora, albo radia z kuchni. Lezala w lózku i gapila sie w sufit sluchajac radia.
– Mloda, jest temat – zaczalem od razu.
– No popatrz, popatrz… brat mi sie znalazl – powiedziala z przekasem.
– Przestan zlosliwic, tylko sluchaj…
– Dobrze bylo? – przerwala.
– Ty, o co ci chodzi…? – zaczynala mnie wkurzac, wiedzialem dlaczego nie uzyla slowa „fajnie” i wiedzialem, ze zrobila to celowo.
– No dobra, mów – powiedziala ugodowo.
– Prosbe mam taka…, zebys pojechala do Moniki i sciagnela ja tutaj przed obiadem,
a najlepiej przed dwunasta, mamusce powiesz, ze musicie sie troche pouczyc – powiedzialem.
– Co jest? I dlaczego przed obiadem? – zapytala.
– Bo siedzi tam teraz sama, a obiadu sobie nie zrobi na bank. Mamuske uprzedzisz, ze bedzie na obiedzie. Juz kiedys jadla z nami obiad, wiec chyba nie ma problemu – powiedzialem.
Ewa wstala, podeszla do mnie i poczochrala mi glowe.
– Daj mi pól godziny – powiedziala.
– Kochana jestes – powiedzialem.
– Sam jestes kochany, ciesze sie, ze tak o niej pomyslales – powiedziala dalej mnie czochrajac.
– Jeszcze jedno, powiedzialas starszym gdzie i z kim jestem?
– Nie, mówilam tylko, ze wiem i zeby sie nie martwili – odpowiedziala.
Poszedlem do swojego pokoju, przygotowalem sobie swieze ubranie, chwile zajelo mi szukanie zapasowych kapci, a w tym czasie Ewa szalala w lazience. Po zadziwiajaco krótkim czasie wypadla z lazienki, ubrala sie i w kuchni przelknela szybko kromala.
– Mamus, jade sie uczyc z Monika – zawolala ze schodów.
Bylem pod wrazeniem.
– Na obiad wróc! – krzyknela mama.
– Raczej sie nie uda – odkrzyknela, a mnie szlag trafil. Nie tak sie umawialismy.
– To przyjedz z Monika – powiedziala mama stojac na szczycie schodów.
– Dobra! – krzyknela Ewa wiazac buty.
Wychylilem sie ze swojego pokoju, a Ewa z dolu puscila mi oczko. „Skad ona to wiedziala” – pomyslalem pelen podziwu. Chcialem w pierwszej chwili sie wykapac i przebrac ale przelozylem to na pózniej, kiedy juz posprzatam. Spokojnie w kuchni zjadlem spore sniadanie i, jak co tydzien zabralem sie za porzadki. Posprzatalem swój pokój. Podrapalem sie po glowie i po sekundzie zastanowienia zaczalem sprzatac pokój Ewy. Poscielilem jej lózko, bo wyleciala z domu jakby sie palilo, poskladalem papierzyska na biurku na jedna kupke, wytarlem kurze z mebli i zaczalem odkurzac dywan.
– Co ci sie stalo? – uslyszalem mame przekrzykujaca odkurzacz.
– No jak ma przyjsc Monika, to co sobie pomysli? – odkrzyknalem.
Przelecialem jeszcze podloge na mokro i zabralem sie za pozostale rejony – moje i Ewy. Ustalilismy kiedys z Ewa, ze starsi beda zwolnieni ze sprzatania i podzielilismy sie rejonami. Mama zabronila jedynie wtracac sie do kuchni.
Skonczylem wiec sprzatac cala chate i poszedlem sie wykapac. Chlodny prysznic troche postawil mnie na nogi. Walnalem sie na lózko. Byla dziesiata. „To jakies dwie godziny drzemki” – pomyslalem i uslyszalem klucz obracajacy sie w zamku drzwi wejsciowych. Ojciec na bank mial wrócic póznym popoludniem…
Zerwalem sie i przeszedlem do kuchni, wstawilem czajnik na gaz i do mojego ulubionego kubka wsypalem sobie kawy – wiecej niz normalnie. Dziewczyny wchodzily juz na góre.
– Dzien dobry – Monika do mojej mamy.
– Dzien dobry – w tej odpowiedzi uslyszalem usmiech.
– Mamus przyjechalysmy wczesniej, bo sie okazalo, ze najwazniejszy skrypt jest u mnie
i jeszcze Marek nam sie przyda – Ewa mnie rozwalala.
– Czesc – powiedzialem do Moniki wychodzac z kuchni.
– Czesc – powiedziala Monika z usmiechem.
– Mamus, jutro posprzatam, dzisiaj nie dam rady – powiedziala Ewa.
– Nie musisz, Marek za ciebie wszystko zrobil, nawet twój pokój.
Ewa skamieniala na ostatnim stopniu i popatrzyla na mnie jak na jakas zjawe.
– Dzieki – powiedziala w koncu, a Monika w tym czasie przylozyla dlon do czola by po sekundzie dotknac na moment kciukiem i srodkowym palcem kacików oczu.
– Chcecie cos, bo akurat robie?
– To dwie herbaty, kawy mamy juz za soba – powiedziala Ewa, a ja doskonale zrozumialem ten przekaz.
Poszly do pokoju Ewy. Wystawilem dwie filizanki, nasypalem do nich herbaty, dolalem wody do czajnika i czekalem az sie zagotuje. Weszla mama.
– Myslisz, ze Ewa ma racje z tym zakochaniem Moniki – cicho zapytala.
– Nic o tym nie wiem i nie mam pojecia co ona widzi, czego nie widzialbym ja – odpowiedzialem uznajac, ze to jeszcze za wczesnie.
– Bo jak Monika przed chwila na ciebie popatrzyla, to prawie dostalam gesiej skórki.
– A moze to sugestia? – odpowiedzialem pytaniem zadziwiony tym, ile te baby widza.
Mama zrobila mine, która doskonale znalem. Ta mina nazywala sie: „nie bylabym taka pewna”.
Na szczescie woda sie zagotowala i zajalem sie herbatami. Zanioslem je dziewczynom
i wrócilem po swoja kawe.
– Co bedzie? – zapytalem na widok wyciagnietej blachy do ciasta.
– Drozdzowe ze sliwkami.
– A na obiad?
– Jeszcze nie wiem – uslyszalem zabierajac swój kubek – w sumie fajna jest ta Monika – dodala patrzac sie w okno na wprost.
– Pomóc w czyms? – zapytalem z nadzieja, ze chociaz ziemniaki obiore albo inne takie…
– Idz sie, dziecko, przespij, ledwo zyjesz…
Nie skomentowalem. Wpakowalem sie do pokoju Ewy, przymknalem drzwi na dwa centymetry i usiadlem przy biurku, bo obie siedzialy obok siebie na wersalce z herbatami
w dloniach.
– Zebys ty widzial mine Moniki, kiedy otworzyla mi drzwi – powiedziala Ewa trzymajac sie za czolo jak kapitan Jean-Luc Piccard z serialu „Star trek”.
– No, domyslam sie – powiedzialem.
– To musisz jeszcze wiedziec, ze jak jej powiedzialam, po co i dlaczego przyjechalam, to sie regularnie poryczala – dodala.
Patrzylem na Monike i nie bardzo wiedzialem co powiedziec. Ostatecznie poslalem jej
z krzesla buziaka.
– Troche mnie to zszokowalo, bo mielismy inne plany – powiedziala Monika z krecacymi sie w oczach lzami.
– Sorry, plany sie zmienily przez zupelny przypadek – odpowiedzialem i wyjasnilem pobieznie historie ogloszenia przeczytanego rano, warunków, ceny i tego, ze do wieczora trzeba sie zdecydowac.
– Widziales ten pokój – zapytala Ewa.
– Tak, sto razy lepszy niz w akademiku – odpowiedzialem.
– Idziemy? – zapalila sie Monika.
– Mamy czas, a wy sie macie przeciez uczyc – uspokoilem sytuacje – Ewka, rozlóz ksiazki
i zeszyty, i róbcie, co chcecie, ja ide do siebie, bo po twoim glupim tekscie o Kubusiu Puchatku mamuska widzi wiecej – powiedzialem i poszedlem do swojego pokoju.
Ostatecznie po obiedzie i po podwieczorku wyszlismy w trójke i dotarlismy do domu z wynajmowanym pokojem. Monika tez sie nasluchala co mozna, a czego nie, ale na pokój zdecydowala sie natychmiast. Ewa sie strasznie sie ucieszyla, ze Monika bedzie blisko i ze beda razem jezdzic autobusem na zajecia i z powrotem. Pojechalismy z Monika do akademika po jej rzeczy – duzo tego nie bylo, troche ciuchów, kubki, talerze, sztucce, reczniki…
Wszystko weszlo do plecaka i sredniej torby tak, ze Ewa nie miala nawet co niesc. Monika zostawila na stole kartke informujaca dziewczyny, ze sie wyprowadzila.
Monika oddala klucz na portierni i zapowiedziala zdziwionemu nieco cerberowi, ze
w poniedzialek sie wymelduje w dziekanacie.
Wrócilismy z klamotami do pokoju, który mial byc od teraz pokojem Moniki. Byla osiemnasta, do dwudziestej trzeciej jeszcze brakowalo – zawsze to godzina dluzej niz
w akademiku.
– Marek…, ide do domu, wy sie tu rozkladajcie – powiedziala Ewa.
– Jakby sie starsi pytali to bede kilka minut po jedenastej – powiedzialem majac na mysli wieczór.
Zostalismy sami.
Pokój, a wlasciwie pokoik, mial trzy metry na trzy i byl jednym z kilku podobnych na pietrze, które w calosci sluzylo do wynajmowania. Aby nie przeszkadzac Monice w krzataniu sie, siedzialem w kacie przy stole na jednym z dwóch krzesel i patrzylem jak laduje swoje rzeczy do szafy i szafki. Na jednej z pólek nad wersalka rozkladala wlasnie swoje pierdolety, kiedy uslyszelismy pukanie.
– Tak – zawolala Monika.
Spodziewalismy sie wlascicielki, która sobie cos szalenie waznego przypomniala.
Otworzyly sie drzwi i zajrzala jakas dwudziestokilkulatka, nawet ladna, drobniutka ciemna blondynka.
– Czesc, jestem Elzbieta, zajmuje pokój obok, bedziecie tu mieszkac? – zapytala na koncu prezentacji.
– Nie, tylko ja – odpowiedziala Monika i przedstawilismy sie.
Pogadalismy chwile, Ela nam powiedziala, ze pokoi jest piec: w nastepnym mieszka czterdziestoletnia rozwódka czekajaca na sadowy podzial majatku, w jeszcze nastepnym dwie siostry studentki, a w ostatnim, najwiekszym, mlode malzenstwo z trzyletnim synem i sie wlasnie buduja niedaleko. Wymienila wszystkich po imieniu, ale na poczatku zapamietalem tylko rozwódke Krystyne.
Kiedy Elzbieta wyszla, Monika zabrala sie za dalsze ukladanie swoich rzeczy. Wyciagnela
z torby koperte tak niefortunnie, ze wysypaly sie z niej na podloge wszystkie zdjecia. Zabralem sie za ich zbieranie. Takie tam… z wycieczek, imprez…, dwa przykuly moja uwage bardziej: byly fatalnej jakosci.
– Czemu te sa takie do dupy? – zapytalem.
– Bo kolezanka zaniosla do fotografa slajd i przez pomylke wywolali jak normalny film, powiedzieli, ze nawet czarno biale beda kiepskie – odpowiedziala odwracajac na moment glowe, zeby zobaczyc o co mi chodzi.
Na zdjeciach byla Monika, jej kolezanka i jakis koles. W tle na scianie wisial kalendarz
z 1987 roku.
– A kto robil te zdjecia? – zapytalem.
– Nikt, to z samowyzwalacza – odpowiedziala stojac na kanapie i ukladajac reszte ksiazek na pólce – pierwsza klasa liceum, moja kolezanka z lawki i jej kuzyn, to z sylwestra u niego na chacie – dokonczyla.
– To sylwester? – zapytalem.
-No – potwierdzila Monika.
– Tylko w trójke?
– No – odpowiedziala oceniajac ulozenie rzeczy na pólce.
Monika zeszla z kanapy.
– Siadaj – powiedziala, a ja usiadlem na krzesle – chyba powinienes o tym wiedziec…, ta dziewczyna to Dorota i na poczatku ogólniaka mnie uwiodla…, dalam sie, nawet fajnie bylo…, a na tym sylwestrze z jej kuzynem…, pózniej tez kilka razy…, bawilismy sie
w trójkacik.
– Juz mu, kurwa, zazdroszcze – powiedzialem po dluzszej chwili zatkania.
Monika krótko sie zasmiala.
– Mam nadzieje, ze nie jestes zazdrosny, to bylo kiedys – powiedziala,
usiadla mi na kolanach i pocalowala. Calowalismy sie tak chwile i Monika nagle wstala.
– Ide sie wykapac – powiedziala – od wczorajszego popoludnia nie widzialam wody.
Wziela reczniki i swoje kosmetyczne pierdoly. Zostalem sam i siedzialem dalej, oslupialy myslac o tym wszystkim. „No, niezle…, niezle” – kolatalo mi sie w zazdroszczacej temu kolesiowi glowie. W koncu wstalem, ze skrzyni kanapy wyciagnalem koldre i poduszke. Rozlozylem przescieradlo i zalozylem poszewki. Z lazienki wrócila Monika.
– Dzieki, kochany jestes – powiedziala w progu widzac poscielona kanape.
– To ty, widze, niezle ziólko jestes – powiedzialem z usmiechem.
– Bylo minelo – odpowiedziala.
– Monia, zejdz i zamknij za mna, ide do sklepu i zaraz wracam – powiedzialem, poniewaz gosci sie odprowadzalo i zamykalo sie za nimi drzwi wejsciowe.
– Co chcesz kupic? – zapytala – kurde, nie oddalam ci wczoraj reszty – przypomniala sobie
i wyciagnela z kieszeni forse, która zostala po zakupie win.
– Jedno winko, fajki i cos na kolacje – powiedzialem chowajac pieniadze do portfela.
– Dwie minuty i pójdziemy razem – rzucila i szybko zaczela sie ubierac.
Wrócilismy ze sklepu, na kolacje zjedlismy do wina paczke wafelków (w koncu czego sie mozna bylo spodziewac w sklepie w sobotni wieczór?) i wyladowalismy w lózku. Monika starala sie byc znacznie ciszej niz wczoraj i na koniec zrobila mi ustami, a ja nawet sie ucieszylem, ze robila to, delikatnie mówiac, kiepsko. Trzy godziny uplynely stanowczo za szybko i tuz przed dwudziesta trzecia poszedlem do domu z zamiarem przyjscia do Moniki jutro przed dziesiata. Umówilismy sie, ze poranna kawusie wypijemy razem.
W niedziele rano szybko sie ogarnalem, uprzedzilem, ze wróce wieczorem i wypadlem z domu ze zrobiona dla Moniki kanapka. Po drodze kupilem trzy wina i prawie zdyszany zadzwonilem do drzwi. Monika otworzyla mi bardzo szybko, poniewaz okazalo sie, ze byla
w kuchni na parterze i juz gotowala wode na kawe. Wszedlem do kuchni, na stole staly trzy kubki z nasypana kawa, a Elzbieta tez czekala na zagotowanie sie wody. Obie
w szlafroczkach. Na moment zastanowilem sie nad tym, czy Ela pod szlafrokiem tez nic nie ma.
– Czesc – powiedzialem.
– Czesc – odpowiedziala.
Chwile pogadalismy, Monika zalala kawy i poszlismy na góre do swoich pokoi.
– Sniadanie ci przynioslem, bo na wafelkach sie dlugo nie da wytrzymac – powiedzialem.
– Dzieki – odpowiedziala i pocalowala mnie w policzek.
Monika zjadla, wypilismy kawe, otworzylem wino i zapalilismy w otwartym oknie.
– Wczoraj, minute po twoim wyjsciu, przyszla do mnie Ela i wiesz co powiedziala? – odezwala sie po pierwszym lyku wina i po pierwszym zaciagnieciu sie dymem.
– No niby skad mam wiedziec?
– Ze szlag ja trafial, kiedy nas slyszala – powiedziala i popatrzyla na mnie.
– No trudno, w akademiku pewnie byloby slychac bardziej – odpowiedzialem.
– Pewnie tak, ale powiedziala jeszcze, ze cholernie mi zazdrosci, ze slyszac nas robila sama sobie… – sluchalem oslupialy – pózniej mówila…, ze jest pielegniarka w szpitalu na tym osiedlu, ze ma dwadziescia cztery lata, ze chlopak ja zostawil rok temu… i mi sie poryczala na krzesle – dokonczyla.
– Ciekawe – powiedzialem majac oprócz wzmianki o „samej sobie” wszystko gdzies – i co? – dokonczylem pytaniem.
– Wstalam i chcialam jej wytrzec lzy…, powiedzialam, zeby nie plakala.., a ona…, ona pocalowala mnie w wewnetrzna strone dloni…, zatkalo mnie na moment, a zanim zdazylam pomyslec wstala i pocalowala mnie w usta…, zatkalo mnie jeszcze bardziej tak, ze.., ze oddalam… – dokonczyla.
Usiedlismy z winem na kanapie.
– Co dalej? – zapytalem z blakajacym sie po mózgu usmiechem.
– Kochalysmy sie do pierwszej w nocy…, byla potwornie spragniona… – Monika nie owijala
w bawelne.
Jednym haustem skonczylem swoje wino i nalalem sobie nastepna szklanke. Monika tez szybko skonczyla i podstawila do nalania swoja. d**ga szklanke tez wypilem prawie duszkiem, a Monika nie zostawala w tyle.
– Palimy? – zapytalem.
– Palimy.
Oparlismy sie o pa****t aby wydmuchiwac dym za okno.
– Ze ci zazdrosci…? – zapytalem.
– No – uslyszalem odpowiedz patrzac sie na ulice – a uwazasz, ze nie ma czego sluchajac mojego dwugodzinnego wycia? Kazda by zazdroscila – dokonczyla Monika.
– Macie juz plan? – bylem juz pewien, ze o tym rozmawialy.
– Rozbieraj sie i poczekaj, ide siku – powiedziala.
– Ja pierwszy – delikatnie zaprotestowalem i poszedlem do kibelka. Po sikaniu porzadnie oplukalem wacka i wrócilem do pokoju.
Po mnie poszla Monika. Rozebralem sie i polozylem na rozlozonej kanapie. „Cholera, tu naprawde wszystko slychac” – pomyslalem wsluchujac sie w sikanie Moniki i szum wody
z umywalki zwiastujacy mycie cipki. Uslyszalem, ze Monika otwiera drzwi od lazienki, zamyka za soba, jej zblizajace sie kroki i jedno stukniecie w drzwi pokoju obok. Weszla do pokoju i zrzucila z siebie szlafrok, a do mnie dotarlo, ze nie zamknela za soba drzwi na klucz.
Od razu rzucila sie na mojego wacka, biorac go do ust, troche pojezdzila jezyczkiem wokól glówki i usiadla mi na twarzy. Stal mi na maksa, a ja lizalem jak wsciekly sterczaca lechtaczke. Po pierwszym orgazmie Monika przesunela sie na jezdzca i wsunela sobie czlonek do pochwy. Zaczela mnie ujezdzac ocierajac sie lechtaczka o nasade czlonka
i wzdychac coraz glosniej. Przed oczami falowal mi jej biust i zaczalem sie bac, ze za chwile skoncze. Po kilku sekundach mojego strachu uslyszelismy pukanie do drzwi. Ela, nie czekajac na zaproszenie, otworzyla drzwi.
– O, sorry – powiedziala i uciekl na nasz widok.
– Ale jaja – skomentowalem.
– No – odpowiedziala Monika.
Po chwili znowu pukanie do drzwi. Ela weszla do pokoju i zamknela je za soba na zamek.
– Dajcie chociaz popatrzec – powiedziala blagalnie.
Monika popatrzyla na mnie, ja na Monike. Monia ruchem glowy wskazala Eli krzeslo by wrócic do swoich ruchów i westchnien. Elzbieta usiadla na krzesle i patrzyla wzrokiem, który pozeral. Obecnosc Eli na tyle mnie rozproszyla, ze spokojnie wytrzymalem dziki orgazm Moniki. Kiedy konczyly sie tlumione wrzaski popatrzylem na Ele: siedziala z reka na swoim gestym futerku i sie masowala. Nasz wzrok sie spotkal i przywolalem ja ruchem glowy.
– Co? – zapytala.
– Usiadz mi na twarzy – powiedzialem, a Monika ruchem glowy potwierdzila przyzwolenie.
Patrzylem jak futerko Eli zbliza sie do moich ust, widzialem, ze jest juz cale mokre od blyszczacego na wlosach sluzu, poczulem jego smak, inny niz Moniki i tez cudowny. Dorwalem sie do rózowej lechtaczki i zaczalem ja lizac na boki dolem jezyka. Po minucie Ela zaczela wrzeszczec, a Monika zaslonila jej usta swoja dlonia. Tlumione piski przepelnily pokój, na mnie lal sie soczek Eli i czulem, ze Monika tez zrobila sie bardziej mokra. Ela trzesla sie przy kolejnym orgazmie, po chwili wydarla sie Monika – jej nie mial kto uciszac. Zajety lizaniem tej slicznej cipusi bylem juz spokojny o moja wytrzymalosc w kwestii „jezdzca”. Nagle poczulem, bo widziec nie moglem, ze Monika wklada Eli do pochwy palce. Tego tlumionego wrzasku nie dalo sie opisac. Co chwile czulem na policzkach drzenie ud Eli, zlapalem ja za biust – cale jej cialo sie trzeslo raz…, dwa…, pietnascie.
– O matko!…, o matko!…, o matko!…, o matko!…,piszczala coraz szybciej
i nagle znieruchomiala. Wylala sie na mnie porcja soczku.
– Tez tak chce – powiedziala Monika i zamienily sie miejscami.
– Kciuk w dupci? – zapytala Ela.
– Pewnie – odpowiedziala Monika, a do mnie dotarlo, co one nade mna wyprawialy.
Ela na poczatek dopadla mnie ustami zlizujac z czlonka caly soczek Moniki. Po chwili na mnie wsiadla i obie zaczely krzyczec w dupie majac kontrole nad poziomem dzwieku. Monika ocierala sie lechtaczka o moje usta i wyla co chwile, a ja majac juz swiadomosc, ze ma palce w pochwie i w kciuk w dupci, dociskalem jej biodra do siebie. Po kilkunastu orgazmach Moniki i kilku Eli, caly mokry od soczków nie wytrzymalem.
– Juz! – krzyknalem cicho i Ela uniosla biodra. Z zachlapana moja sperma muszelka
i brzuchem zaczela mi oblizywac czlonka.
Monika dopadla ust Eli, a ja usiadlem na krzesle. Calowaly sie jak wsciekle, patrzylem na nie i nalewalem sobie wina do szklanki.
– Nam tez – powiedziala Monika.
Usiadly na kanapie. Elzbieta rogiem swojego szlafroka wytarla sie z mojej spermy i zalozyla go na siebie. Monika zalozyla swój. Siedzialem goly i postanowilem zalozyc chociaz koszulke. Wypilismy po dwa lyki wina i zapalilismy w oknie, Ela nie palila, bo nie palila. Po fajce Monika zaczela sie dobierac do Elzbiety. Patrzylem jak caluje i lize powoli jej uda, jak zatapia swój jezyk w ciemnym futerku…
Postanowilem pokazac Eli, co sie dzieje, kiedy do lizanej muszelki dojdzie lizanie stópek.
KONIEC.